więcje
    LUDZIEfelietonyOPALENIZNA – TAK CZY NIE?

    OPALENIZNA – TAK CZY NIE?

    Lato się skończyło… Słońca będzie nam coraz bardziej brakować. Czy opaliliśmy się tego lata? Czy brązowe ciało jest nadal modne? Jeśli spojrzeć na większość aktorów i celebrytów oraz kulturystów czy trenerów fitness, to tak, jak najbardziej, jest ciągle na topie. Jeśli jednak wziąć pod uwagę modelki z pokazów mody – to raczej nie. Pojawiają się tam ciemniejsze nacje, to prawda, ale opalone kobiety – raczej nie. Albo czarnoskóra, albo biała…


    A prawda o opalaniu jest jak zwykle – pośrodku. Przyjrzyjmy się temu fenomenowi XX wieku. To szaleństwo rozpoczęło się ponoć od Coco Chanel – krąży opowieść, jak to w dobie podkreślania arystokratycznej bladości skóry (między światowymi wojnami), wróciła z urlopu mocno osmagana słońcem, wywołując szok w swoim – jak się okazało, mocno zacofanym – środowisku. Ale jako że była znaną projektantką, ikoną mody, złamała tabu „białej cery”. I podążono jej śladem. Może i tak było, jednak mam inną prywatną hipotezę – po pierwsze, białe kobiety z wyższych sfer mniej więcej w tamtym czasie zaczęły więcej wychodzić z domu i mocniej odsłaniać ciało, co skutkowało opalenizną, a niektórym szczególnie ona służyła – dobrze wyglądała przy jasnych strojach i biżuterii. Po drugie, mówimy tu od niewielkiej grupie białych ludzi unikających słońca – w końcu większość światowej populacji była i jest z natury ciemniejsza. Białych zaś mężczyzn – którzy mieli dużo do powiedzenia w kwestiach społecznych – pociągało to, co inne, i chętnie zerkali na ciemniejsze od ich żon i kochanek kobiety. Myślę, że dlatego brąz stał się modny. Po prostu pociągał panów…

    reklama

    Opalenizna u płci męskiej z kolei od dawna oznaczała – i do dzisiaj mocno wiąże się ze statusem społecznym i finansowym – odwagę, męskość właśnie, zaradność, a także… zdrowie, a raczej tzw. czerstwość (wyśmiewana, lecz i powielana do dzisiaj ikona amerykańskiego biznesmena z opalonym ciałem i wybielonymi zębami). Potem zaczęło to również dotyczyć kobiet.
    Aż do momentu, gdy to jasna skóra stała się czymś wyjątkowym – i tak np. Kalina Jędrusik, wbrew powszechnej w jej czasach modzie, nie opalała się, chroniąc swoją bardzo jasną karnację. I taka właśnie podobała się mężczyznom, i to jak!
    Sama zresztą trochę ulegam modzie na opaleniznę – lubię ją u siebie latem i podoba mi się u przystojnych mężczyzn i wysportowanych kobiet. Dlaczego? Być może dlatego, że i dawniej, i obecnie sugeruje ona aktywne spędzanie czasu na powietrzu. Kojarzy się z wolnym czasem spędzanym na nadmorskiej plaży, na jachcie, w górach, w parku i na łące – na pewno nie z pracą na roli, choć tak dość łatwo ją uzyskać…
    Ale z tym opalaniem bywa różnie… To, że nadmierne opalanie, zwłaszcza w solarium, szkodzi i powoduje przedwczesne starzenie oraz ryzyko raka skóry, okazało się dużo później. I teraz mocno krytykujemy „sztuczną” opaleniznę. A chociaż samoopalacze nie mają już tak złej renomy jak solaria i znacznie lepszy dzisiaj skład – cenimy u innych naturalnie opaloną skórę. Moda to jedno, a przesada w kwestii opalania jest obecnie dość głośno ganiona… Stąd krytyka „czekoladowej” opalenizny.

    Też zresztą wolę naturalną letnią opaleniznę, którą skóra pokrywa się powoli podczas aktywności sezonowych na powietrzu. W tym nie za ciemnym brązie – poza ładnym podkreśleniem urody – jest wiele dobrego. Oznacza on, że spędziliśmy sporo czasu na powietrzu i otrzymaliśmy stymulującą wytwarzanie witaminy D dawkę promieniowania słonecznego. Moglibyśmy co prawa uzupełniać witaminę doustnie, lecz naturalniejsze, lepiej przyswajalne i przyjemniejsze jest dla nas słońce… Mamy zresztą piękne z nim skojarzenia – kąpiele słoneczne, pieszczota słońca, dotyk słońca… Co ważniejsze, trudno całkiem go unikać, chcąc jednocześnie żyć pełnią życia, chodzić na wycieczki i spacery, biegać po plaży i łące.
    Można więc rzec, że „dziewczyny [nadal] lubią brąz”, jak śpiewa Ryszard Rynkowski.
    Mimo to nadal jest wyraźny podział. Ci, którzy chronią skórę przed słońcem – mają swoją rację, chociaż też i ograniczenia. Ci opalający się na potęgę – mają swoje zdanie, choć często sprzeczne z naukowymi badaniami. A złotą opaleniznę, zdobywaną z wyczuciem (i pod ochroną kremów z filtrem przeciw groźnemu promieniowaniu UV) – jak każdy złoty środek – warto wybrać, jeśli tylko to lubimy. Nic na siłę…
    Co do modowych pokazów – na wybiegu z równą przyjemnością oglądałabym zarówno bladolice, jak i ciemniejsze – czy z urodzenia, czy od opalania – kobiety (i mężczyzn). Najbardziej cenię sobie bowiem różnorodność i chciałabym, aby była zawsze modna.

    reklama

    o autorze

    reklama