więcje
    LUDZIEwywiadyMuzyka to przestrzeń między tym, co chciałabym, a tym, co jest

    Muzyka to przestrzeń między tym, co chciałabym, a tym, co jest

    Ineska Winter to artystka, której muzyka pulsuje emocjami – szczerymi, nieugładzonymi, prawdziwymi. Po kilku latach przerwy wraca z nowym brzmieniem i niezwykłą dojrzałością. W rozmowie z nami opowiada o drodze, która nauczyła ją cierpliwości, o sile kobiecości, o wolności tworzenia i o tym, że nawet z bólu można zrodzić światło. Jej najnowszy singiel zapowiada nowy rozdział – pełen odwagi, autentyczności i artystycznej pasji.

    fot. Katarzyna Paskuda

    1. Ineska, jesteś wokalistką, tancerką i autorką tekstów – w świecie pełnym artystów i dźwięków, jak definiujesz dzisiaj swoją muzyczną tożsamość?

    Muzyka to dla mnie przestrzeń pomiędzy tym, co chciałabym, żeby było, a tym, co rzeczywiście jest. To wyrażenie moich emocji – tych pozytywnych i negatywnych. Nie zawsze to, co chciałabym mieć, jest na wyciągnięcie ręki, ale mogę to wyrazić w muzyce – poprzez śpiew, pisanie czy taniec.
    Moja tożsamość muzyczna dojrzewa długo, jak wino, które potrzebuje czasu, by nabrać głębi. Dziś czuję, że łączę emocjonalność kobiety z artystyczną dzikością sceny. Każdy dźwięk i słowo, które tworzę, jest jak fragment mojego świata – trochę melancholii, trochę ognia, trochę smutku, trochę radości.
    Śpiewanie, pisanie i taniec pomagają mi pozbyć się negatywnych emocji – frustracji, smutku, że coś nie wychodzi – ale też wyrazić siebie, kiedy jestem szczęśliwa. To właśnie ta mieszanka jest moim brzmieniem: autentycznym, niepokornym i nie do podrobienia.


    2. Rynek muzyczny jest dziś bardzo nasycony. Każdego dnia powstają setki nowych utworów. Jak odnaleźć w tym wszystkim siebie i nie zagubić własnego stylu?

    W oceanie nowych utworów łatwo się zgubić, ale ja nauczyłam się pływać po swojemu. Nie gonię trendów – wolę tworzyć coś, co pachnie prawdą, nawet jeśli jest mniej radiowe.
    Myślę, że klucz to nie tyle „odnaleźć siebie”, co nie przestać siebie słuchać, gdy wszyscy mówią, jak powinnaś brzmieć.
    Mój styl to ciągła rozmowa z intuicją. Jeśli czuję, że dany dźwięk ma duszę – zostaje. W moich utworach słychać to, co przeżyłam. To właśnie mnie definiuje jako artystkę.


    3. Twoje wcześniejsze single nie zdobyły takiej popularności, na jaką zasługiwały. Czego nauczyły Cię te pierwsze doświadczenia i jak wpłynęły na to, kim jesteś dzisiaj jako artystka?

    Te pierwsze single były moją szkołą odwagi. Pokazały mi, że niepopularność nie oznacza porażki – czasem to po prostu etap ciszy przed czymś prawdziwym.
    Nauczyły mnie cierpliwości, pokory i tego, że artysta nie zawsze dostaje aplauz od razu. Zrozumiałam, że tworzenie to proces stawania się, a nie tylko efekt końcowy.
    Po siedmiu wydanych utworach musiałam zrobić sobie przerwę od pisania i tworzenia. Musiałam złapać oddech, pomyśleć i zmienić strategię. I wyszło na lepsze. Nie śpieszyłam się, a dzięki temu poznałam producenta, z którym właśnie wydajemy pierwszy singiel po dłuższej przerwie – singiel, który będzie petardą! Już tworzymy kolejne.
    Dziś jestem silniejsza, bardziej świadoma i tworzę nie po to, by się podobać, ale by opowiedzieć historię, która ma sens.


    4. Wspomniałaś, że Twój nowy utwór jest dla Ciebie wyjątkowy i mocno się z nim utożsamiasz. Co sprawia, że właśnie ten projekt jest inny od poprzednich?

    Ten nowy projekt jest jak lustro, w które w końcu odważyłam się spojrzeć. Nie ukrywam się za metaforami – mówię dokładnie o tym, co czuję i co przeżyłam.
    Każde słowo i dźwięk powstały z autentycznego przeżycia, więc ten utwór jest bardziej „mną” niż cokolwiek wcześniej. To nie tylko piosenka – to emocjonalny manifest o wolności, kobiecości i niezgodzie na udawanie.
    Myślę, że słychać w nim tę prawdę, której wcześniej trochę się bałam.
    Ten projekt jest również wyjątkowy, ponieważ tworzę go razem z niesamowitym producentem Jakubem Liszko, który był nominowany do nagrody Grammy i współpracował m.in. z Usherem i Chrisem Brownem. Zapowiada się owocna współpraca, a to dopiero początek!


    5. Czy czujesz, że znalazłaś już swój muzyczny kierunek, czy może wciąż szukasz idealnego brzmienia i sposobu wyrażenia siebie?

    Czuję, że jestem bardzo blisko swojego muzycznego „ja”, ale wciąż chcę eksperymentować. Nie wierzę w moment, w którym artysta mówi: „już znalazłem siebie” – bo wtedy przestaje się rozwijać.
    Dla mnie muzyka to ruch, zmiana, puls, który ewoluuje z każdą emocją. Każdy nowy projekt to krok dalej w odkrywaniu własnego brzmienia.
    Nie szukam perfekcji – szukam prawdy, która poruszy serca.
    Na chwilę obecną osadziłam się w stylach muzycznych, takich jak pop, synth pop, pop dance, R&B, z elementami muzyki elektronicznej i rapu.


    6. Muzyka to nie tylko pasja, ale też ogrom pracy, konsekwencji i odwagi. Jakie są Twoje największe wyzwania w dążeniu do realizacji swoich marzeń?

    Największym wyzwaniem jest utrzymać wiarę, gdy droga staje się cicha. Scena potrafi być piękna, ale też bezlitosna – zwłaszcza dla kobiet, które chcą być autentyczne.
    Uczę się więc ufać sobie bardziej niż liczbom w internecie.
    Czasem wyzwanie polega na tym, żeby po prostu wstać, ubrać się i znów spróbować. Ale kiedy widzę, że moja muzyka kogoś dotyka – wiem, że warto było.
    Wkładam w to wszystko bardzo dużo czasu i energii. Czuję, że jestem tak blisko, ale jeszcze coś mnie trzyma, że nie mogę dostać tego, czego tak bardzo chcę. Dlatego się nie poddaję – idę po swoje!


    7. Czy kiedykolwiek miałaś moment zwątpienia – chwilę, w której chciałaś się poddać – i co sprawiło, że jednak poszłaś dalej?

    Tak, miałam takie momenty. Były noce, kiedy chciałam wszystko zostawić, kiedy wylałam tonę łez, bo wydawało się, że nikt nie słucha.
    Ale wtedy przypominałam sobie, po co zaczęłam – nie dla lajków, tylko dla emocji.
    Muzyka to dla mnie nie wybór, a konieczność, coś jak oddech. Każde zwątpienie zamieniam w wers, każdy ból w melodię. I chyba właśnie to mnie trzyma nadal w pionie.
    Jestem też osobą konsekwentną – mam coś takiego, że jak coś zaczynam, to nie ma możliwości, żebym z tego zrezygnowała. Idę do celu.
    Swoje marzenia z dzieciństwa zamieniłam w cele. Miałam ich pięć – na tamten moment nie do zrobienia. Na chwilę obecną udało się zrealizować cztery. To piąte jest właśnie związane z muzyką. 😉

    fot. Katarzyna Paskuda

    8. Współpracowałaś z różnymi producentami. Czego nauczyły Cię te kolaboracje i co jest dla Ciebie najważniejsze w tworzeniu muzyki z innymi ludźmi?

    Współpraca z producentami nauczyła mnie otwartości i komunikacji – że magia dzieje się tam, gdzie spotykają się różne wrażliwości.
    Najważniejsze to wzajemny szacunek i wspólna wizja, bez ego.
    Uwielbiam, gdy w studiu jest energia eksperymentu, gdy nikt nie boi się powiedzieć: „a może spróbujmy inaczej?”.
    Dla mnie muzyka to dialog – między ludźmi, emocjami i dźwiękami. Każda kolaboracja zostawia ślad, jak nowy kolor w mojej palecie.
    Na ten moment, przy współpracy z nowym producentem, potrafię już jasno określić, czego potrzebuję w danym utworze: „daj więcej delay”, „mniej reverb”, „tu jestem pod dźwiękiem”, „tutaj przyspieszam”, „to słowo jest niezrozumiałe, może dodajmy staccato”. Tego właśnie nauczyły mnie kolaboracje.


    9. W erze mediów społecznościowych artysta musi być nie tylko twórcą, ale też marką. Jak podchodzisz do budowania swojego wizerunku – naturalnie, intuicyjnie, a może strategicznie?

    Budowanie wizerunku traktuję jak tworzenie dzieła sztuki – z sercem, ale też z pomysłem.
    Nie chcę być tylko „obecna” – chcę być prawdziwa.
    W social mediach staram się pokazywać siebie taką, jaką jestem naprawdę – czasem błyszczącą, a czasem zmęczoną (choć przy tym drugim mój manager bardzo mnie ogranicza, jeśli chodzi o pokazywanie smutku czy gorszego dnia xD).
    Oczywiście myślę strategicznie o tym, jak docierać do ludzi, ale nie chcę zatracić tej naturalnej energii, która mnie napędza.
    Moja marka to po prostu ja – nieperfekcyjna, ale szczera. Myślę, że w dobie internetu ludzie potrzebują właśnie szczerości.
    Nikt nie jest idealny, więc co złego jest w pokazywaniu czasami tej nieidealności?


    10. Na koniec – czego możemy się spodziewać po Twoim najbliższym utworze i co chciałabyś, żeby ludzie poczuli, kiedy go usłyszą po raz pierwszy?

    W nowym utworze chciałabym, żeby ludzie poczuli odwagę – żeby zdecydowali właściwie, nawet jeśli to boli.
    To piosenka o toksycznej miłości, ale zaśpiewana w wesoły sposób – na cześć tego, że udało się z takiej relacji wyjść. Bo z tego trzeba się cieszyć.
    Taka relacja jest tak silna, że trudno z niej wyjść – wiem to, bo sama to przeżyłam. Tym utworem chcę dać siłę ludziom znajdującym się w podobnej sytuacji.
    Słowa:

    „Każda noc to déjà vu bez snów,
    Twoje ręce niosą chłód jak lód,
    Obiecujesz: jutro zmieni się, a ja wierzę,
    Bo to kręci strasznie mnie”

    – opisują stan, w którym każda noc wygląda tak samo – niby znajoma (déjà vu), ale pozbawiona snów, czyli bez nadziei i bez ucieczki w marzenia. To obraz rutyny, w której wszystko się powtarza, ale nic już nie ma magii.
    Chcę, żeby każdy, kto ją usłyszy, miał przez chwilę wrażenie, że rozumie chaos takiej relacji.
    Jak wspomniałam – piosenka została zaśpiewana w wesoły sposób, by dodać siły na wyjście z toksyczności. Z tego naprawdę trzeba się cieszyć.
    Będzie emocjonalnie, trochę mrocznie, ale z nadzieją – jak świt po długiej nocy. Bo właśnie z takich kontrastów rodzi się moja muzyka.

    fot. Katarzyna Paskuda, miejsce Pałac na Foksal w Warszawie.

    o autorze

    reklama