więcje
    LUDZIEwywiadyBiznesowy sukces w pięknej krainie

    Biznesowy sukces w pięknej krainie

    Z Marcinem Ługowski, przedsiębiorcą, prywatnym inwestorem prowadzącym działalność gospodarczą w Kambodży w sektorach turystyki i rolnictwa rozmawiała, Katarzyna Paskuda, redaktor naczelna magazynu Kultura Mody.

    fot. Katarzyna Paskuda, na zdjęciu: Marcin Ługowski- przedsiębiorca, prywatny inwestor, ukończył studia magisterskie na SGGW. Tworzył i prowadził działy sprzedaży w polskich korporacjach takich jak SFERIA S.A. easyCALL.pl S.A., PKO BP BANKOWY PTE.

    Jesteś bardzo odważnym przedsiębiorcą, biznesmenem, który inwestuje w nietypowym miejscu i w nietypowej branży. Pracowałeś wcześniej w korporacji… Co spowodowało, że trafiłeś na rynek azjatycki – do Kambodży – i tam rozwinąłeś swoją działalność? Impuls?
    W 2011 roku pożegnałem się z pracą korporacyjną. Poszukiwałem wtedy jakiegoś innego sposobu i miejsca na aktywność zawodową, bardziej satysfakcjonującą, najlepiej za granicą. Ale Kambodża i rynek azjatycki to był przypadek. Byłem na wakacjach w Tajlandii i trochę – szczerze mówiąc – się nudziłem, więc przekroczyłem granicę i pojechałem do Kambodży. To niezwykły kraj. Bardzo mi się tam spodobało. Zadzwoniłem do kolegi, mówiąc, że zostaję dłużej, ponieważ ten kraj jest niesamowity i ma potencjał również biznesowy.
    Praktycznie Kambodża bardzo rozwinęła się w ciągu ostatnich kilku lat. Dam przykład – przed 10 laty było tam kilka wysokościowców, dzisiaj stoją ich setki. Poza tym polityka władz jest wyjątkowo probiznesowa, sprzyjająca inwestorom zagranicznym. Liberalna polityka oraz fakt, że tam jest bardzo bezpiecznie, powodowały, że pojawiali się inwestorzy. Na początku byli to w większości Japończycy czy Koreańczycy. Ale potem to się zmieniło.
    Pierwsze wrażenie, że to piękny kraj, mili ludzie, po sprawdzeniu paru spraw, wpłynęło na moją decyzję o budowaniu tam biznesu.

    reklama

    Jesteś jedynym inwestorem z Polski w Kambodży?
    Nie, jest kilku. Stanowimy na razie może nie tak dużą grupę ludzi, którzy uwierzyli w możliwości, jakie daje Kambodża i rozwinęli swoje biznesy. Prężnie to się rozwija.

    Przypuszczam, że to dzięki Tobie niektórzy polscy przedsiębiorcy i inwestorzy zainteresowali się Kambodżą. Promujesz ten pomysł na biznes?
    Jak najbardziej. Promuję Kambodżę i możliwości jakie daje przedsiębiorcom.
    Uważam, że w tym raju da się świetnie stworzyć i rozwinąć biznes, a możliwości inwestycyjne są nieograniczone.

    Czy rząd Kambodży promuje inwestycje zagraniczne?
    Tak. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale czuje się tę magiczną rękę. Poza tym już w szkołach uczy się dzieci, że inwestycje zagraniczne przynoszą korzyści dla kraju. A obcokrajowcy, którzy działają tu biznesowo, wspierają kraj w rozwoju, a nawet – co tu dużo mówić – rozbudowują gospodarkę w niesamowitym tempie. Ludzie są więc przedsiębiorcom i inwestorom życzliwi, otwarci. Widać, że jest to wyniesione ze szkoły, tym bardziej że po czasach wojen i reżimu „czerwonych” Khmerów niszczących gospodarkę kraj mógł wreszcie zacząć się rozwijać.

    A jak konkretnie rząd wspiera inwestycje zagraniczne? I jaki to typ projektów?
    Rząd najchętniej wspiera duże inwestycje, projekty o wartości powyżej pół miliona dolarów – z różnych branży, jak turystyka, projekty deweloperskie, rolnicze – zaakceptowane przez CDC [Cambodia Developmeent Cuncil], mogą otrzymać zwolnienie podatkowe przez 3-9 lat, a potem mieć obniżony podatek przez kilka następnych lat. Przy dobrych rozwiązaniach można więc liczyć na zerowe lub bardzo niskie podatki przez 12 lat i zrobić tu naprawdę dobry biznes.

    Czy w Kambodży można się czuć bezpiecznie?
    Tak, w kwestii osobistej jest znacznie bezpieczniej niż na przykład w Europie Zachodniej. W każdej porze dnia i nocy można bez obaw przemieszczać się, spacerować. Tutaj ludzie są przyjaźni i mili, uśmiechnięci. Biznesowo to też kraj bezpieczny. Niestety, Kambodża kojarzy się inaczej, jest wiele stereotypów, z którymi należy skutecznie się rozprawiać.

    Masz kilka spółek, prowadzisz kilka projektów. Jaką firmę uważasz obecnie za najważniejszą pod względem inwestycyjnym i pod kątem zainteresowania potencjalnych inwestorów?
    Teraz skupiamy się na spółce Nandi, zajmującej się rozwojem plantacji awokado i promowaniem kambodżańskiego awokado odmiany Hass. To odmiana najbardziej znana i najczęściej sprzedawana na świecie. Ceniona przez sklepy i restauratorów na całym świecie. Tę odmianę sprowadziliśmy do Kambodży pierwsi. Sadzonki zakupiliśmy w Wietnamie.

    To było innowacyjne. Kambodżanie sami na to nie wpadli?
    Tak jest z każdym pionierskim pomysłem. Myślę, że kambodżańscy rolnicy są przyzwyczajeni do tradycyjnych upraw – m.in. orzecha nerkowca, kauczuku, do standardowych działań. Ale tak jest przecież wszędzie… Pierwsze sadzonki awokado posadziliśmy w 2020 roku.

    Ile trzeba poczekać na zwrot inwestycji?
    Na pierwsze owocowanie naszych drzewek trzeba poczekać około 4-5 lat.

    To dość krótko, prawda?
    To prawda, nie jest to zbyt długi czas. A dodatkowo połączyliśmy uprawę awokado z marakują. W Kambodży uprawia się ją w niewielu miejscach, ponieważ wymaga dobrej gleby i obfitych opadów. My mamy takie tereny, więc 35% nowych plantacji obsadziliśmy marakują, a 65% – awokado.

    Czy są inni przedsiębiorcy – polscy lub z innych krajów – którzy robią podobne biznesy?
    Tak, oczywiście. W biznesie rolniczym dominują spółki z udziałem kapitału francuskiego specjalizujące się m.in. w uprawie kauczuku, ale napływa tu też kapitał z wielu innych krajów.

    fot. Katarzyna Paskuda

    Głównie zajmujecie się w Kambodży plantacjami?
    To nasz podstawowy biznes. Wcześniej inwestowaliśmy w branżę turystyczną. Pierwszy hotel wybudowaliśmy w 2016 roku – nieduży, 27 miejsc noclegowych – za pieniądze naszych polskich przyjaciół. On działał od 2020 roku.
    Jednak w czasie pandemii doszło do upadku branży turystycznej. Przez 2,5 roku nie było przyjazdów turystycznych. Mieliśmy też inne wynajmowane obiekty, ale je w tym okresie pozamykaliśmy. Nie było szans kontynuować najmu w sytuacji zamrożenia turystyki. Teraz powoli odbudowujemy turystykę i mam nadzieję, że hotel zacznie dobrze prosperować. Ale jesteśmy na początku drogi.

    Kto najczęściej u Was inwestuje, jaki to typ przedsiębiorstw, ludzi?
    Najczęściej są to polskie średnie i małe firmy rodzinne, wielopokoleniowe, działające od lat w biznesie, które część swoich środków chciałyby zainwestować za granicą. Osoby te rozumieją, że w Europie rynek przeżywa okres spowolnienia gospodarczego, a istnieją rynki szybko rozwijające się, jak rynek azjatycki czy afrykański, w tym Kambodża, z dużymi stopami zwrotu, dużym bezpieczeństwem osobistym i wzrostem gospodarczym. Jest to jeden z najszybciej rozwijających się gospodarczo krajów na świecie.

    Aby prowadzić plantacje, musieliście zakupić ziemię pod uprawę. Jak zabezpieczyć się przed potencjalnymi oszustami, którzy próbują sprzedać lub wydzierżawić grunt nienależący do nich?
    Takie próby i w Kambodży, jak wszędzie, mogą się zdarzyć. Za każdym razem trzeba więc sprawdzić dokument własności ziemi, tak zwany hard title (w przypadku działek miejskich) lub soft title. Tam są wskazani właściciele oraz wielkość działki i jej położenie (granice i nazwiska sąsiadów). Dokumenty są w języku khmerskim, więc trzeba wykonać tłumaczenie w autoryzowanym biurze, dbając, by w tłumaczeniu znalazły się pieczęć i nazwisko tłumacza. Zalecam też, aby odwiedzić działkę i zamienić parę słów z sąsiadami.

    Czy te zasady dotyczą również nieruchomości?
    Tak, nieruchomości, na przykład dom, będą miały podobny dokument – czyli hard title, a dodatkowo zapis elektroniczny w centralnym rejestrze prowadzonym przez Ministry of Land Management. Ale takich domów obcokrajowiec kupić nie może.

    A co może nabyć obcokrajowiec, jeśli chce zamieszkać w Kambodży na jakiś czas lub na stałe?
    Obcokrajowiec może kupić mieszkanie i wtedy potrzebuje tzw. strata title, czyli podobnego dokumentu stwierdzającego tytuł prawny, podającego właścicieli, powierzchnię itp. Dotyczy to mieszkania położonego nie na parterze, lecz powyżej.

    Jednak na razie niezbyt wielu Polaków zakupuje nieruchomości w Kambodży. Panuje mit, że jest tam duża bieda, dzieci głodują, a dodatkowo jest niebezpiecznie. Jak jest naprawdę?
    Kraj się zmienia, choć możliwe, że tak kiedyś było, gdy tu jeszcze nie trafiłem. Ale teraz w Kambodży nie ma biedy, nie ma tu też niczego bardziej niebezpiecznego niż gdzie indziej, a nawet – jak już wspominałem – jest bezpieczniej niż na przykład w Europie Zachodniej. Oczywiście, tutaj ludzie inaczej się ubierają, biegają boso, budują lekkie, „dziurawe” domostwa. Lecz wynika to z klimatu – panują przecież wysokie temperatury – i innych potrzeb mieszkaniowych, a nie z ubóstwa. Dlatego trzydniowy turysta, gdy widzi tradycyjne domki, uznaje tych ludzi za ubogich. Jeśli jednak spojrzy się uważniej, pod domami zobaczy się luksusowe samochody, stoły bilardowe, anteny satelitarne… Mieszkańcom Kambodży żyje się naprawdę lepiej.

    A jakie są zarobki w Kambodży? Ile zarabia Kambodżanin, pracując na przykład na plantacji?
    Następny mit to opinia, że w Kambodży żyje się za dolara dziennie. Pracownicy zarabiają tutaj wielokrotnie więcej (około 15 dolarów dziennie) i są w stanie utrzymać się ze swojej pracy. Stawki miesięczne wynoszą dzisiaj – dla pracownika na plantacji – ok. 300 dolarów miesięcznie. To przyzwoity zarobek. Płacimy nieźle, według zasad panujących na rynku. Zatrudniliśmy przy plantacjach pracowników z naszych hoteli, aby ich nie pozbawiać zarobku w czasie pandemicznego zastoju.

    Tak pół żartem, pół serio – słyszałam, że uprawą awokado zajęli się nawet bossowie narkotykowi z Meksyku i jest to bardzo dochodowy biznes. Czy jest w tym trochę prawdy?
    Jeśli robią to największe kartele narkotykowe z Meksyku czy Kolumbii, to stopa zwrotu jest tylko ciut niższa niż z kokainy, a ryzyko żadne. Uprawa awokado to jedna z najzyskowniejszych upraw na świecie, a poza tym legalna. Zresztą dlatego tym się zająłem. Skończyłem SGGW w Warszawie, więc dla mnie naturalny był ruch w stronę biznesów rolniczych. Szukałem rośliny, która będzie umożliwiała największy zysk i jej uprawa powiedzie się na posiadanych przez nas gruntach. I znalazłem awokado.

    fot. Katarzyna Paskuda

    Co z inwestorami? Czy łatwo przekonać inwestorów do tego biznesu?
    Mamy już historię biznesową, historię udanych przedsięwzięć – hotel, mniejsze projekty deweloperskie – dlatego naszymi inwestorami są osoby, które są z nami dłużej i znają nas z innych tematów inwestycyjnych. Awokado to kolejny projekt, do którego dołączyli. Inwestorami w tej branży są więc nasi wieloletni współpracownicy, którzy nam ufają, a także ich partnerzy biznesowi. Ostatnio doszli nowi partnerzy, którzy obserwowali nasz rozwój. Jest to jednak niewielka grupa.

    Jakie istnieje ryzyko dla potencjalnego interesanta?
    Pierwsze inwestycje, które rozpoczynałem, wydawały mi się ryzykowne. Nie znałem przecież kraju i możliwości. Czułem spory stres i poruszałem się w tych tematach ostrożnie. Okazało się jednak, że nie mieliśmy żadnych problemów – ani z władzą, liberalną i przyjazną, ani z pracownikami. Największym naszym problemem przy pierwszym projekcie – hotelu – było zamrożenie turystyki na skutek pandemii. Zresztą nie tylko nam się oberwało: część branży rolniczej wiele straciła z powodu zamknięcia rynków zbytu i granic, kanałów dystrybucji. I tego się najbardziej obawiam. Globalnych złych decyzji, na które nie mamy wpływu, a które mogą spowodować fiasko naszych inwestycji.

    Kto może być odbiorcą Waszych awokado?
    Kraje azjatyckie. A pierwsze państwo, które już „zabukowało” nasze wszystkie przyszłe owoce, to Singapur. Azja produkuje tylko 5% awokado, które zużywa. Resztę sprowadza z Meksyku. Dlatego uważamy, że to będzie doskonały rynek zbytu dla naszych awokado. Mamy konkurencyjne ceny również ze względu na znacznie tańszy transport.

    Dużo się mówi o tym, że uprawa awokado wymaga dużych plantacji, więc wycina się pod nie ogromne połacie lasów, a także ogromnych ilości wody. I że w związku z tym gospodarka szkodliwa dla środowiska naturalnego i bioróżnorodności. Dużo się pisze o tym na przykładzie Kalifornii, gdzie są duże plantacje awokado. Czy możesz coś na ten temat powiedzieć w kontekście Waszych plantacji?
    Nasze plantacje powstały na polach, gdzie uprawiano wcześniej nerkowca. Dlatego jeśli coś wycinaliśmy – to stare drzewa po tych uprawach. Tak samo adaptowaliśmy pola po uprawie kasawy [inaczej zwana maniokiem, jadalną częścią są bulwy – przyp. red.], usuwając pozostałości zdrewniałych krzewów. Co więcej, staramy się prowadzić plantacje w sposób zrównoważony, wokół nich zachowując i sadząc lasy. Około 10% zakupionych terenów przeznaczamy na odbudowę naturalnych lasów.

    Czy jest to kontrolowane przez jakieś instytucje?
    Nie, robimy to z przyczyn ekologicznych (żeby chronić środowisko) i ekonomicznych – bioróżnorodność jest korzystna dla upraw. W lesie żyją ptaki, które zjadają szkodniki na plantacjach. Las chroni też plantacje przed niszczącymi wiatrami. Także kierujemy się poniekąd własnym interesem, ale też cieszymy się, jeśli możemy zrobić coś dobrego dla środowiska. Wspominałaś o Kalifornii, która jest amerykańską „stolicą” awokado, lecz tam jest bardzo mało opadów, a awokado potrzebuje wilgoci. W Kambodży mamy cztery razy więcej opadów. Korzystamy więc z wody deszczowej. Deszczówkę zbieramy w stawach i wykorzystujemy w okresie suszy, która trwa dość krótko. W bardziej deszczowe miesiące awokado świetnie sobie radzi samo, czerpiąc wodę z gleby.

    Uprawa awokado jest więc tańsza i bardziej ekologiczna w Kambodży niż w Kalifornii?
    Zdecydowanie tak. Znacznie tańsza i przyjazna środowisku.

    fot. Katarzyna Paskuda, widok z Ratanakiri Paradise Hotel w Kambodży.

    Odchodząc od tematów biznesowych – mówiłeś, że Kambodża w pierwszym rzędzie zachwyciła Cię jako turystę. Co więc warto obejrzeć Twoim zdaniem?
    Kambodża kojarzy się większości turystów z kompleksem świątynnym Angkor Wat, ale Kambodża ma znacznie więcej do zaoferowania, chociaż wiadomo – warto ten kompleks zobaczyć, jak już się do Kambodży przyjedzie. Ale nie tylko to. Do Kambodży trzeba wybrać się przynajmniej na 2-3 tygodnie. To niezwykle piękny kraj z ciekawą stolicą Phnom Penh, ze wspaniałą kuchnią i zwyczajami. Warto objechać północne i wschodnie tereny, obejrzeć piękne jeziora wulkaniczne, zerknąć w głąb niezbadanej puszczy, zobaczyć wodospady w prowincji Ratanakiri, zwiedzić park narodowy Virachey. To są niezbyt jeszcze znane, a niezwykłe miejsca, gdzie poczuje się ducha przygody i naturę.

    A możesz poradzić naszym czytelnikom, gdzie warto się zatrzymać, aby zobaczyć naturalną, prawdziwą twarz Kambodży i poczuć się naprawdę bezpiecznie?
    Zapraszam do nas, do Ratanakiri. Do naszego Ratanakiri Paradise Hotel. Odbierzemy ze stolicy, zorganizujemy pobyt i poczują się jak w raju.

    Dziękuję za rozmowę.

    reklama

    o autorze

    reklama